Dzień sądu w Radkowie! Triminator – nowy triathlon w Górach Stołowych!

Małgorzata Pryśko 2017-01-05 20:00

Triminator

Radków. Miejscowość położona w Kotlinie Kłodzkiej, u stóp Gór Stołowych. Przyciąga między innymi triathlonistów, którzy od kilku lat przyjeżdżają do tego miasteczka, by zmierzyć się z górskimi trasami. W tym roku będzie jednak trochę inaczej. W tym roku, dokładnie 9 lipca, czeka na nich Triminator.

Triminator, triathlon górski, nawiązuje nazwą do kultowego już filmu „Terminator”. Na śmiałków czeka między innymi Dzień sądu, który można porównać do połówki IM. Prawie dwa kilometry do przepłynięcia. Słynna szosa stu zakrętów, gdzie do pokonania będzie 90 km morderczego wyścigu z czasem, samym sobą oraz z przeciwnikami. Kilka podjazdów dających w kość. Bieg. Pierwsze asfaltowe kilometry i niewielkie przewyższenia mogą zmylić. Dalej są już tylko góry. Z lewej widnieje Ostra Góra, Skalniak, masyw Szczelińca. Jeszcze tylko Wodospad Pośny, zbieg i po 24 km meta. I’ll be back to tylko 1/4 IM do pokonania. Niecały kilometr pływania, a sprawia wrażenie, że już jest pod górkę. Szosa stu zakrętów, czterdzieści pięć kilometrów jazdy w górę i w dół, i znowu w górę i w dół. Bieg też może dać w kość. Niby asfalt, ale inny niż zwykle. Asfalt w Radkowie to długie podbiegi i zbiegi. Terminacja, najkrótszy z możliwych dystansów, czyli 1/8 IM. Po kilku minutach pływania, gdzie do pokonania będzie tylko 475 m, pora na rower. Również szosą stu zakrętów, ponad dwadzieścia kilometrów mocnego kręcenia, by na koniec przebiec ponad pięć kilometrów wymagającej trasy.

„Uważamy, że w Radkowie oraz w Górach Stołowych są idealne warunki do zorganizowania imprezy triathlonowej o charakterze górskim. Pływanie odbędzie się w przepięknie położonym Zalewie Radkowskim, tuż u stóp Gór Stołowych. Następnie zawodnicy zmierzą się ze słynną szosą stu zakrętów, gdzie na każdej pętli do pokonania będą mieli między innymi podjazd o długości około 8 kilometrów i średnim nachyleniu 4%. Trasa biegowa na najdłuższym dystansie wytyczona zostanie szlakami turystycznymi Gór Stołowych, a jej długość wyniesie 24 km. Zawodnicy mogą spodziewać się przewyższeń rzędu 820 m w górę oraz tyle samo w dół” – powiedział Filip Szołowski, organizator zawodów z firmy Labosport Polska.

Jeżeli ktoś nie czuje się na siłach, by pokonać dystans Dnia sądu, I’ll be back lub Terminacji, może zebrać trzyosobową drużynę i wystartować w sztafecie triathlonowej, w której jedna osoba płynie, druga jedzie na rowerze, a trzecia biegnie. Triminator to także wyzwanie dla najmłodszych, którzy mogą wziąć udział w zawodach biegowych Triminator Kids. Dzieci mogą wystartować na jednym z trzech dystansów: 200 m, 500 m, 1000 m.

Uruchomiona została strona internetowa zawodów www.triminator.pl. Zapisy na triathlon rozpoczną się 15 stycznia o godzinie 12:00. Limit uczestników na poszczególne dystanse to 100 osób na Dzień sądu (1/2 IM), 200 osób na dystans I’ll be back (1/4 IM) oraz 100 osób na Terminację (1/8 IM). Pierwsze 150 osób będzie mogło skorzystać z promocyjnej opłaty startowej. Dla pierwszych 50 osób, które zapiszą się na dystans Dzień sądu (1/2 IM) wpisowe wyniesie 200 zł, a nie 300 zł (rabat w wysokości 100 zł). Pierwsze 50 osób na dystansie I’ll be back (1/4 IM) otrzyma rabat w wysokości 50 zł (wpisowe wyniesie 120 zł). Pierwsze 50 osób na dystansie Terminacja (1/8 IM) otrzyma rabat również w wysokości 50 zł (wpisowe wyniesie 70 zł). Organizatorzy zapraszają także na profil zawodów na Facebooku: https://www.facebook.com/triminatorpl/.

Triminator 2017 – opis dystansów:

Dzień sądu

Najpierw woda. Prawie dwa kilometry do przepłynięcia. Sceneria jest przepiękna, ale nie masz czasu podziwiać piękna Gór Stołowych, u podnóży których walczysz o prym pierwszeństwa. W końcu wybiegasz z Zalewu Radkowskiego, w biegu rozpinasz piankę i powtarzasz jak mantrę: pianka, kask, rower. I jazda! Przed tobą słynna szosa stu zakrętów, gdzie do pokonania masz 90 km morderczego wyścigu z czasem oraz z przeciwnikami. Kilka podjazdów dających w kość. Ale ciśniesz dalej. W pełnym skupieniu przed belką zsiadasz z roweru i biegniesz przez strefę zmian. Tym razem mantra brzmi: rower, kask, buty, plecak i już cię nie ma. Lecisz w górę. Pierwsze asfaltowe kilometry i niewielkie przewyższenia mają cię zmylić. Dalej są już tylko góry. I ty, twój pot, twoje myśli. Lecisz jak na skrzydłach, mimo zmęczenia, mimo zaliczonych już kilometrów. Gdzieś z lewej mijasz Ostrą Górę, Skalniak, masyw Szczelińca, który majestatycznie wznosi się nad okolicą. Słyszysz szum wody, pojawia się Wodospad Pośny. Myślisz „jeszcze tylko dwa kilometry!”. Pędzisz w dół i wbiegasz na metę, gdzie na ciebie czeka medal, nagroda za twój trud. Dzień sądu za tobą.

I’ll be back

Triathlon w Radkowie. Słyszałeś o nim, a może nawet już tu byłeś. Ot, taka mała miejscowość w Górach Stołowych i tylko 1/4 IM do pokonania. Co to dla ciebie. Przyjeżdżasz na miejsce, lokujesz się i ze spokojem jedziesz do biura zawodów. Tam zapiera Ci dech w piersiach. Góry, zieleń, natura. Zaczynasz czuć tę moc. Patrzy na zalew i myślisz „woda, jak to woda”. Następnego dnia udziela ci się atmosfera pozostałych zawodników, krew zaczyna szybciej krążyć, skupiasz się, zaczynasz myśleć o celu. Start, płyniesz. I nagle bum. Niecały kilometr, a ty masz wrażenie, że już jest pod górkę. W końcu wychodzisz i biegniesz do strefy zmian. Ściągasz piankę, zapinasz kask i lecisz. Wiesz co przed tobą. Szosa stu zakrętów, czterdzieści pięć kilometrów jazdy w górę i w dół, i znowu w górę i w dół. Zaciskasz zęby, mijają minuty i jesteś z powrotem w strefie zmian. Wieszasz rower, ściągasz kask, zakładasz buty. W locie łapiesz jeszcze żel i już wybiegasz na trasę. Myślisz sobie „będzie dobrze, to tylko asfalt, znam to”. Nie, tego nie znasz. Pot ścieka ci po plecach, nogi chcą już odpocząć, ale nie odpuszczasz, ciśniesz dalej. I nagle wbiegasz na kładkę i widzisz to. Ostatni podbieg i meta. Myślisz sobie „nigdy więcej”, ale gdy już emocje opadną, patrzysz na medal i mówisz „wrócę tu”.

Terminacja

Kiedyś było tak. Siedziałeś na kanapie, nudząc się przerzucałeś kolejne kanały w tv. Podbiegnięcie do autobusu było wyczynem roku na miarę igrzysk olimpijskich, a gdy podnosiłeś paczkę prosiłeś o pomoc kolegę. Kolegę, który od czasu do czasu zaczął coś wspominać o jakimś triathlonie. Triathlonie? Co do licha? Na fejsbuku ciągle przewijało ci się to słowo wraz ze zdjęciami uśmiechniętych kumpli wbiegających na metę. Tych samych kumpli coraz rzadziej wyciągałeś na piątkowe piwo, bo trening, bo zawody. I wtedy stwierdziłeś, że dość tego. Ja nie zrobię? Jak oni ukończyli triathlon, to ja nie dam rady? I to był początek końca twojego dotychczasowego życia. A teraz jest tak. Stoisz w piance i cierpliwie czekasz na swoją kolej wejścia do wody. Po miesiącach treningów czujesz spokój. Dasz radę, to przecież niecałe 500 m. I już po kilku minutach wbiegasz do strefy zmian, gdzie porywasz rower i ruszasz na trasę. Kręcisz mocno przez ponad dwadzieścia kilometrów, bo podjazdy są srogie, ale zachowujesz siły na ostatni etap. Bieg zaczynasz z uśmiechem, bo wiesz, że to twój dzień. I te widoki gór, które są tuż na wyciągniecie ręki. Na końcu dociskasz i wyprzedzasz jeszcze kilka osób. Już jesteś na mecie, ściskasz medal w dłoni i debiut masz za sobą.